top of page

Proces żałoby - kiedy i jak go przechodzimy? 5 etapów żałoby wg Elisabeth Kübler-Ross.

Zdjęcie autora: Magda MajewskaMagda Majewska
Idea, że przejście żałoby obejmuje pewne etapów, jak i samo hasło "pięć etapów żałoby", czy nawet znajomość tychże dość się spopularyzowały przez ostatnie dwie dekady. Niestety od kilku lat temat żałoby coraz bardziej jest medykalizowany (czyli ujmowany w kategorie medyczne i sposób myślenia wywodzący się z medycznego paradygmatu) i często traktowany, jako stan psychopatologiczny. A to już podejścia niezgodne i z rzeczywistością i nie służące dobru jednostek. Jedyne czemu może to służyć to sprawne działanie systemu kapitalistycznego. Ma na celu szybkie przywracanie jednostki do stanu "normalnego", czyli takiego, w którym jest ona w stanie wywiązywać się ze swoich rosnących zobowiązań względem systemu społecznego. Czyli pracować, stale z określoną intensywnością i jakością, niczym sprawny trybik w maszynie.
Żyjemy w czasach, w których wartość jednostki jest często mierzona i oceniana poprzez jej produktywność. W momentach wycofania w naturalny sposób produktywność jednostki się obniża. Jest to jednak tyleż zrozumiałe, co i konieczne. Dlatego we wstępie do tego tekstu - który napisałam już dekadę temu - pragnę się stanowczo odżegnać, od pomysłów, że "żałoba nie powinna trwać dłużej niż pół roku/ rok i jeśli tak się dzieje to sytuacja wymaga interwencji" - opinię, którą można usłyszeć nawet od psychologów., Czy od podejścia wedle którego każdy smutek i obniżenie nastroju, NAWET trwające w czasie, należy eliminować za pomocą leków, bo są one objawem psychopatologii. Owszem, przedłużający się stan obniżenia nastroju jest objawem depresji, jednak jej stan może być naturalnym etapem procesu - tak, jak ma to miejsce w żałobie. I wtedy nie należy tego stanu traktować tak samo, jak stanu depresji o nieznanej/ niezrozumianej przyczynie, a więc jako tej depresji, która jest rozpoznawana jako zaburzenie nastroju i stan chorobowy. Inne tez powinny być w tym przypadku interwencje. Czasem, w przypadku depresji, konieczne jest sięgnięcie po leki psychotropowe. Jednak lekami nie należy "leczyć" żałoby, bo nie jest to stan wymagający leczenia (może natomiast wymagać skorzystania z pomocy i wsparcia). Leki mogą wręcz przejście przez ten proces skomplikować tłumiąc emocje, których przeżycie jest konieczne dla jego zakończenia.
Mam nadzieję, że tekst ten wyjaśni w pewnym stopniu dlaczego takie podejścia są szkodliwe. Oraz przybliży temat procesu żałoby. Jednocześnie rzucając więcej światła na fakt, że w życiu przeżywamy wiele takich procesów, o różnym natężeniu i w różnych kontekstach - nie tylko w odniesieniu do utraty bliskich, w wyniku ich śmierci. Warto poświęcić chwilę, by poznać ten temat. Ponieważ pomaga nam to w zrozumienie samych siebie i to, czego doświadczamy, a co jest naturalnym elementem ludzkiej kondycji.

O pięciu etapach żałoby Elisabeth Kübler-Ross pisała o w odniesieniu do wiadomości o nieuleczalnej chorobie i przeżywaniu żałoby po stracie bliskich - ale odnosi się to do procesu, przez który przechodzi się po każdej stracie. Oczywiście wielkość straty i intensywność przeżywanych emocji zależy od sytuacji. Inaczej będziemy przeżywać straty nagle, na które nie byliśmy przygotowani, w wyniku nieoczekiwanych zmian, a zwłaszcza w przypadku zdarzeń tak zwanych niepunktualnych (nagła śmierć bliskiej osoby, zwłaszcza w młodym wieku), a inaczej zareagujemy na straty, których mogliśmy oczekiwać i się na nie przygotować. Czasem proces żałoby rozpoczyna się jeszcze przed samym ostatecznym wydarzeniem np. śmierć starszej osoby, która była już chora jakiś czas, czy przejście na emeryturę - i wtedy proces ten może przechodzić o wiele łagodniej, nie generując tak intensywnych emocji i przez to w mniejszym stopniu wpływając na codzienny nastrój i funkcjonowanie. Niezależnie od tego proces, jaki przechodzimy w wyniku żałoby jest ten sam.
Elisabeth Kübler-Ross piszę o etapach żałoby w książce „Rozmowy o śmierci i umieraniu”. Jednak stratę przeżywamy rozstając się z kimś bliskim – nie tylko w wyniku jej/jego śmierci. Również w wyniku rozstania, zakończenia związku/ relacji – i to niezależnie od tego kto był jego inicjatorem. Człowiek współczesny takich rozstań przeżywa więcej niż przodkowie ze względu na mniejszą trwałość relacji i większą ogólną dynamikę życia. Niektóre z nich mogą być jednak podobnie bolesne (np. w pewnych okolicznościach rozwód może być podobnie intensywnie przeżywany, jak śmierć współmałżonka - a nawet bardziej, gdy jest odbierany jako bardziej nagły i wiąże się z dużą ilością utraconych oczekiwań, poczuciem utraty możliwych przeżyć, utratą ważnych identyfikacji). Zwłaszcza dla jednostek posiadających większą wrażliwość na poczucie odrzucenia, czy osób doświadczających większych trudności w relacjach w ogóle rozstania i żałoba po nich może być trudniejsza do przejścia. Niemniej przez ten sam proces przechodzą osoby, które dowiadują się o swojej nieuleczalnej, lub chronicznej chorobie. Stratą może być też konieczność pożegnania się z jakąś ideą lub wizją, wyobrażeniem jakie miało się na temat swojego życia, tego, jak będzie się ono toczyć. Możemy ją przeżywać w związku z zakończeniem jakiegoś ważnego etapu tak w życiu zawodowym, jak i rodzinnym, czy ogólnie. Stratą jest też rozstanie z jakąś wizją na swój temat - rozstanie z ważną dla nas identyfikacją. Co może znów wynikać z zakończenia pewnego etapu w życiu, zmiany zawodowej, osobistej, ale też może następować w wyniku rozwoju, czy w procesie uzdrawiania (np. w toku psychoterapii). Każdy wybór jest jednocześnie rezygnacją z innych opcji - i kiedy mówimy o tych najważniejszych dla danej jednostki wyborach (co do osoby, z jaką jesteśmy w związku, bycia/nie bycia rodzicem, wyboru ścieżki zawodowej/ zakończenie jej, wyboru miejsca zamieszkania,, własnej tożsamości, identyfikacji z ważnymi grupami czy ideami)- warto o tym pamiętać, że pozostawienie pewnych opcji za sobą może wiązać się z koniecznością przejścia przez opisywane etapy. W zależności od intensywności emocji, czy siły przywiązania do osoby/ idei przejście przez ten proces może być bardziej, lub mniej czasochłonne i energetycznie kosztowne. jak pisałam, nie bez znaczenia jest tu fakt, na ile zaskakujące jest dla nas to rozstanie. Ale nie należy tego oceniać obiektywnie, czy porównywać – chodzi tu bowiem o wartości i znaczenia, które sami subiektywnie wiążemy z obiektami naszych emocji, jak i osobiste uwarunkowania i cechy, które mogą na nasz odbiór wpływać. Generalnie w psychologii zakładało się, że pełen proces żałoby trwa dwa lata - i uważam, że tego należy się trzymać. Choć tradycyjnie w naszej kulturze żałobę nosiło się przez rok. Z kolei amerykańscy badacze wyliczyli, ze średni czas potrzebny po rozstaniu z ukochaną osobą, by „o niej zapomnieć” to 17 miesięcy i 26 dni ;) Są to jednak ogólne wytyczne i okres żałoby może trwać i dłużej (mało prawdopodobne by trwał krócej niż rok). Jeśli strata jest trudna do zaakceptowania - i jeśli np. w przypadku rozstań z żyjącą osobą dąży się do kontaktu i próbuje wracać do relacji – może to powodować, że przedłużać będzie się czas rozstania - żałoba nie może się „dopełnić”/ dokonać. Ponadto warto wiedzieć, że osoba będąca w procesie żałoby może przenosić się między kolejnymi fazami. Tzn. nie da się procesu przyspieszyć. Naturalne są natomiast powroty do poprzednich faz. To, czy takie „cofanie się” ma miejsce i z jaką intensywnością (mogą to być chwilowe powroty emocji i stanu psychicznego typowego dla danej fazy – mogą być okresowe) zależy od wielu czynników.
Osobiście nie zgadzam się z pomysłami, które się pojawiają, a mówią, że etapy można przechodzić w innej kolejności niż pierwotnie to opisała autorka. Wydaje mi się, ze tego typu pomysły pojawiają się, gdy brakuje pełnej wiedzy psychologicznej i zrozumienia, czym ten proces jest. Doświadczenie osobiste oczywiście jest ważne i może nas wyposażać we wgląd i rozumienie inne, niż teorie , ale - jak to często zwracam uwagę przy innych okazjach - nie może zastąpić teorii, które powstają w wyniku zbierania dużej ilości danych i ich przeanalizowania. Dlatego bardziej konstruktywne i zgodne z psychologią byłoby spojrzenie w danym przypadku, czego brakuje, lub jak każdy etap się objawia (być może w sposób mniej oczywisty) - bo to może nam ujawniać dodatkowo pewne osobiste trudności, czy dysfunkcjonalne wzorce, jakie ma dana jednostka. To, ze ktoś ma odbiór występowania etapów żałoby nie po kolei może być też skutkiem owego nawracania, czy cofania się do wcześniejszych faz w celu ich poprawki, czy domknięcia. Lub też cofania, które może wskazywać na bardziej złożoną trudność jednostki w jakimś obszarze,
fotografia: David One z serii „Presence” („Obecność”)

Etapy żałoby po stracie to:

1. Zaprzeczenie - mechanizm obronny ego; prawda bywa trudna do przyjęcia/ zaakceptowania - więc łatwiej jest jej zaprzeczać, niż przyjąć. Mimo iż teoretycznie zdajemy sobie sprawę z tego co się dzieje – tak naprawdę w to nie wierzymy. Zaprzeczać można na różne sposoby: odcinając emocje ("nie obchodzi mnie to"), wypierając (udając, że nie ma "problemu", czyli konfliktu, próbując działać, jak by zmiana sytuacji nie miała miejsca, lub wpływu na nas), negując aktywnie (szydząc; broniąc swojego zdania; udowadniając wszystkim, którzy chcą nas skonfrontować, że się mylą).
To etap na którym osoba skonfrontowana ze stratą przeżywa szok. I potrzebuje trochę czasu, by w ogóle dotarło do niej co się dzieje. Zanim to nastąpi osoba przeżywająca stratę może fantazjować, czy w pewien sposób żyć w świecie fantazji. Co – w przypadku rozstań z żyjącymi osobami – może prowadzić do poszukiwania kontaktu i nieadekwatnych zachowań. Może mieć miejsce próba aktywnego odrzucania faktu, że nastąpił koniec związku.

2. Gniew - że nie jest tak, jak byśmy chcieli; że nie było tak, jak byśmy chcieli – czy innymi słowy, że jest, tak jak jest. Może być to też gniew, że "daliśmy się na coś nabrać", lub sami oszukiwaliśmy się wierząc w coś – stąd zdarza się poczucie bycia oszukanym, czy zdradzonym. Które wynikają z bycia zawiedzionym. Złość jest naturalnym uczuciem i trzeba ją po prostu przeżyć - nie tłumiąc jej! Jeśli się na to pozwoli, to zazwyczaj szybko mija. Warto jednak pamiętać, że jest różnica między przeżywaniem i nazwaniem emocji – a reagowaniem pod ich wpływem, czy aktywnym wyrażaniem... W przypadku rozstań z osobami żyjącymi gniew może prowokować czasem do różnych form poszukiwania zemsty. Z czego – dla własnego dobra – lepiej jednak zrezygnować. Chęć zamiany emocji - złości - w działanie to tzw. acting out, czyli odreagowywanie. Nie jest to zdrowa i dobra strategia radzenia sobie z przeżywaniem tej emocji. Zdrowsze jest rozładowanie nadmiaru napięcia poprzez ruch np. bieg, taniec, czy zaangażowania się w ćwiczenia na siłowni. "Na złości" można dużo zrobić, jeśli umiejętnie wykorzystamy ten fakt, może to przynieść nam korzyści. By tak się stało potrzeba tu refleksji nad tym, co się ze mną dzieje i decyzji, by zaangażować się w działania konstruktywne. Ważne, by nie poddawać się impulsom i nie działać bez refleksyjnie, bo to w przypadku przeżywania złości może być destrukcyjne, lub autodestrukcyjne. Złość w tej fazie możemy przeżywać wobec różnych osób - osoby, którą straciliśmy; osób z nią związanych; osób, które konfrontują nas z sytuacją lub w jakiś sposób wydają się nam z nią związane. Bywa też, że złość wzbudza osoby nie związane z sytuacją, które jednak w jakiś sposób uaktywnia w nas wspomnienia. Ale może to być też złość na sytuację, czy na los/ czy Boga.
Istotne w przypadku przeżywania emocji jest, by zaakceptować, że pewnego stanu się doświadcza, dać sobie czas i przestrzeń na to, że to i tak się czujemy, nazywać to co się przeżywa i rozumieć tego źródła, biorąc odpowiedzialność za swoje emocje i działania. I uważać, że by nam się ta złość po prostu nie "ulewała", czyli żebyśmy nie rozładowywali jej w przypadkowych sytuacjach, wobec przypadkowych i bogu ducha winnych osób.

3. Targowanie się (negocjacja) - wychodząc naprzeciw prawdzie szukamy wskazówek, szukamy nowej struktury, która pomogłaby nam uporządkować obraz świata. To etap, w którym przeczuwa się, że coś jest nie tak - wie się, że nie da się wrócić do poprzedniego stanu, cofnąć, ale bez pełnego zrozumienia nie możesz iść naprzód. Często ta faza związana jest z wypieraniem i zaprzeczaniem. Ścierają się tu bowiem dwie siły – siła tego, co było i tego, co ma nadejść. To etap, na którym wszelkimi sposobami, prośbą i groźbą, lub nawet uciekaniem się do zabiegów magicznych – będziemy momentami próbowali „przywrócić do życia”, to/tego, kto odszedł.
Targowanie się i niechęć do zaakceptowania straty są tak częstym i trudnym doświadczeniem, że obecnie pojawiają się pomysły - których osobiście jestem wielką przeciwniczką i uważam za bardzo szkodliwe, a i etycznie wątpliwe. Pomysły, by "utrwalać" osoby bliskie i za pomocą sztucznej inteligencji rekreować ich istnienie prowadząc rozmowy z awatarem symulującym ich głos, czy dostając wiadomości, które AI pisze symulując styl zmarłych. Te próby to właśnie takie magiczne zabiegi mające na celu chronić nas przed nieuchronną i niezaprzeczalną rzeczywistością, że ktoś bliski nam odszedł i nie możemy już cieszyć się jego obecnością. Te pomysły są szkodliwe, bowiem mogą powodować utknięcie w żałobie. Przedłużać proces godzenia się ze stratą, lub go wręcz blokować poprzez tworzenie iluzji, że strata nie nastąpiła. Co będzie prowadzić do dalszych problemów i psychologicznych (iluzje zawsze w końcu upadną, a po drodze może nas to wiele kosztować, że pozwalaliśmy im trwać), i życiowych (np. związanych z reakcjami innych bliskich osób, które w kreowaniu i podtrzymywaniu owej iluzji nie chcą brać udziału). Zrozumienie i oswojenie się z nową rzeczywistością wymaga czasu i wymaga myślenia. Na tym etapie próbuje się negocjować - ze sobą; czasem z przypadkowymi przedstawicielami otoczenia, którzy w danym momencie "uosabiają" w naszym odczuciu jakiś pogląd; czasem z Bogiem, czy losem (to - często w przypadku straty bliskich osób).
Negocjacje mogą mieć charakter gdybania - "a może gdybym coś zrobił/zrobiła inaczej", „może da się cofnąć?”. To etap, w którym są momenty "wszystko bym oddał/oddała byle tylko to odwrócić..." nieodwracalne. W umyśle pojawiają się różne alternatywne scenariusze – „gdybym zrobił/zrobiła coś inaczej to by się nie wydarzyło”. W przypadku straty bliskich mogą to być myśli na temat tego, że coś powinno było się zrobić/ inaczej działać/ zrobić coś lepiej. Bo gdybyśmy zrobili wszystko tak, jak trzeba to przecież nie mieli byśmy wątpliwości – prawda? ...no nie prawda. Wątpliwości w procesie żałoby pojawiają się tak, czy inaczej. Przez te trudne, ambiwalentne emocje, przez etap wątpienia i zwątpienia, etap zadawania sobie pytań – trzeba po prostu przejść. Ale warto oczywiście przechodzić świadomie – i z tego wewnętrznego zmagania z „co by było, gdybym...” wynieść nauki. Jest to etap, na którym może przyjść nam silnie zmierzyć się ze swoją odpowiedzialnością za pewne wydarzenia. Z odpowiedzialnością za swoje wybory, działania, braki działań i tp. Czy za to, jak toczyła się relacja. Nie piszę o tym, by wpędzać kogoś w poczucie winy – choć... być może nie uda się go uniknąć. Ale jest tak, że by w procesie żałoby zdrowieć trzeba na siebie wziąć swoją część odpowiedzialności – w przypadku, gdy jej unikamy. Może trzeba też przestać na siebie brać odpowiedzialność za te rzeczy, za tą część historii/ relacji na którą nie mieliśmy wpływu. Zaakceptowanie bezsilności (np. że nic się nic nie mogliśmy zrobić, by pewnym wydarzeniom zapobiec) może być równie trudne.

4. Depresja - kiedy już dotrze do nas, że nie da się cofnąć przychodzi etap załamania. Sytuacja, a właściwie emocje z nią związane bywają silne. Temu etapowi może towarzyszyć poczucie przytłoczenia i myśli, że "to nas przerasta". Co prowadzi do wycofania się i apatii. Depresja miewa różne objawy – jeśli nie jesteśmy świadomi, że ją przechodzimy mogą nas one zaskakiwać. Czasem powoduje to szukanie przyczyny w chorobach somatycznych zanim dana osoba z pomocą lekarzy dojdzie do uświadomienia tego, co przeżywa. Typowe objawy to stan ciągłego zmęczenia, braku energii, wyczerpania i senności, braku apetytu – lub z nadmierne łaknienie i problemami ze snem. Generalnie depresja to stan, w który utyka się, kiedy nie dopuszcza się do siebie i nie przeżywa emocji, które się ma – nie jest się z nimi w dobrym kontakcie. Emocje te to przede wszystkim żal i złość. Dlatego warto zastanowić się na co jestem zły/a i za czym odczuwa żal? Natomiast pewne spowolnienie na tym etapie żałoby, związane z wycofaniem, obniżeniem aktywności w świecie zewnętrznym i chęci do kontaktów społecznych, potrzeba samotności, skupienia na swoich emocjach i myślach - są tu jak najbardziej naturalne. I nie są objawem patologii. Na tym etapie dobrze jest stworzyć dla siebie odpowiednią przestrzeń i warunki, by móc się zmierzyć z tym, co przeżywamy. By tą całą wielość, która może nas przytłaczać jakoś ogarnąć. Nazwanie emocji - jakby nie były w naszym odczuciu irracjonalne, czy nielogiczne (a może nie na miejscu?) ma funkcję uzdrawiającą. Warto pamiętać, że emocje trzeba nazwać i zrozumieć - ale nie można ich oceniać/ wartościować. W rozumieniu psychologii emocje zawsze są „na miejscu” - są takie, jakie są. I rządzą się swoją własną – nie racjonalną – logiką. Stąd niezależnie od tego, ile nam osoba bliska dała i że nie miała wpływu na fakt swojej śmierci możemy np. przezywać do tej emocji złość, że jej nie ma, że nas "zostawiła" i "jak mogła nam to zrobić". Blokowanie tych odczuć, jako "głupich" , czy "nie ma miejscu" będzie jedynie opóźniać proces dojścia do zdrowia i innej perspektywy. Dlatego należy po prostu zobaczyć, że tak się czujemy i z tymi emocjami i myślami "pobyć", pozwolić na to, co i tak jest.
Dla tego etapu naturalne (i nawet w pewnym stopniu wskazane) jest wycofanie się w jakimś stopniu ze świata, który nas otacza. Być może z intensywniejszych kontaktów towarzyskich. Trzeba też jednak uważać, by nie zamykać się nadmiernie w sobie. Przejście przez pewne żałoby w życiu, z różnych powodów, może być dla nas bardzo trudne – dlatego warto korzystać z pomocy innych osób. Jeśli na etapie targowania się nadmiar myśli i ambiwalencja emocji (może to być poczucie potocznie określane, jako „czuję, że zaraz zwariuję”) nie skłoniły nas by szukać wsparcia – na tym etapie może być to niezbędne. Skorzystanie tu ze wsparcie zaufanych przyjaciół, czy bliskich osób może być tu cenne. Niezależnie, czy w formie rozmowy z nimi (to, że ktoś nas wysłucha bywa bardzo pomocne), czy tego, że bliscy będą nam towarzyszyć - w aktywnościach, lub ich braku. Zarówno pomocne może być wyjście ze znajomymi do kina, jak pójście z przyjacielem na spacer w milczeniu. Warto sprawdzać ze sobą, czego się potrzebuje i ważne by to komunikować otwarcie i asertywnie (czyli nieagresywnie, ale z pewnością) do osób nas otaczających. Bo niezależnie od tego, jak bardzo nas te osoby znają i są bliskie mogą one nie wiedzieć, czego potrzebujemy. I nie należy oczekiwać, że się "domyślą" ;)
Oczywiście zawsze możemy też skorzystać z pomocy psychologicznej. Zwłaszcza, jeśli doświadczamy dużej intensywności emocji, objawów, trudności w procesie, przez który przechodzimy skuteczniejsza będzie pomoc specjalisty, który rozumie co z nami się dzieje i pozostając osobą obiektywną, oraz w oparciu o posiadaną wiedzę może nas skutecznie poprowadzić. Bywa też tak, że na niektóre tematy łatwiej jest porozmawiać z osobą obcą i niezaangażowaną, niż z bliskimi. Często też skorzystanie z pomocy psychologicznej otworzy nas na lepsze i łatwiejsze (dla wszystkich) korzystanie z pomocy bliskich. Ważne, by mimo intensywności żalu i bólu, jaki jest do przeżycia – nie unikać go. Dlatego na tym etapie nie polecam leków psychotropowych – żadne leki wpływające na naszą percepcję i pracę mózgu nie pomogą nam przejść przez sytuację, nie pomogą zdrowieć. Mogą jedynie złagodzić objawy. Lecz działanie na objawy nie pomoże nam pozbyć się przyczyn naszego stanu. Wyłączanie emocji i czucia za pomocą leków może wywoływać stan rozkojarzenie, umysłowego rozproszenia. W przypadku, gdy przyczyna naszego stanu jest znana i określona, i pewne doświadczenie wymaga po prostu psychicznego zintegrowania (przeżycia emocji, myśli z tym związanych) takie rozproszenie będzie tylko spowalniać i utrudniać proces. Skorzystanie z leków może przynieść chwilową ulgę (choć gwarancji nie ma, nie jest łatwo „trafić” z rodzajem/dawka leku od razu). Ale wiąże się z dużym ryzykiem, że po ich odstawieniu to, od czego próbowaliśmy uciec – powróci. Dlatego jeśli chcemy skorzystać z pomocy psychiatry na tym etapie to dla swojego dobra i zdrowia powinniśmy to robić będą c pod opieką psychologa, czy psychoterapeuty. Nie zamiast. Jest to o tyle istotne, że wspomniana medykalizacja żałoby powoduje, że łatwiej otrzymać taką chwilową zastępczą pomoc i mogą być nawet osoby, które nam to będą polecać. Warto jednak zdawać sobie sprawę z celu - jest nim "naprawienie" nas, żebyśmy szybko przestali być smutni i wycofani, i mogli pracować i zaspokajać potrzeby towarzyskie otoczenia, uwalniając je od dyskomfortu związanego z faktem, że przechodzi przez proces żałoby. Zwłaszcza, że dodatkowo obecność osoby w żałobie może zmuszać innych do refleksji o niepewności życia i przemijalności zjawisk - od której pewne osoby mogą bardzo intensywnie chcieć uciekać. Co dodatkowo stymuluje "nasza" zachodnia kultura, która usilnie chce eliminować tak śmierć, jak i smutek, czy dyskomfort z powszechnej świadomości i doświadczenia. W takiej sytuacji brali byśmy leki, by zaspokoić potrzeby otoczenia pomijając własne, które są z nimi w sprzeczności. czasem bardziej niż leków potrzeba tu urlopu i chwili spokojnie spędzonego czasu bez przymusu bycia jakimś, czy robienia czegoś. Żeby było to jasne – nie chcę tu oceniać leczenia farmakologicznego i na pewno nie oceniam osób, które z niego korzystają. Bywa to niezbędne. Ale prawdą jest też, że obecnie zbyt łatwo i nieuważnie takie leki się przepisuje. Dość zacząć od tego, że leki psychotropowe nie zostały stworzone z myślą, by stosować je bez prowadzonej równolegle psychoterapii! Niestety przepisywanie takich leków bez psychologicznego wsparcia jest dziś powszechne. A prosić o nie skłonne są bardziej te osoby, które pragną uniknąć zagłębienia się w problemy - czyli te, które najbardziej pomocy psychologicznej potrzebują. Jest to więc bardzo niebezpieczne. Kończąc ten wątek – trzeba tu zaznaczyć, że równie szkodliwe mogą być inne formy znieczulania się – takie, jak alkohol, narkotyki, ryzykowne zachowania, przypadkowe stosunki seksualne, tzw. „ostre imprezowanie”. Czyli wszelkie formy poszukiwania ekstremalnych wrażeń i przygód. Są one bowiem formą autodestrukcji. A faza ta może prowokować do poszukiwać takich form znieczulania się.
Zresztą podobnie poszukiwanie znieczuleń wiąże się z zaprzeczaniem – więc pewne zachowania mogą ujawnić się wcześniej. Jeśli idą w parze z depresją – jest to jeszcze bardziej szkodliwa mieszanka.

5. Akceptacja - punkt, w którym znajdujemy spokój i pewien rodzaj komfortu w nowej sytuacji. Osiągamy stan pogodzenia się ze stratą. Uczucie to i faza często nie pojawiają się nagle – może to następować powoli, stopniowo, niemal niezauważalnie. Ewoluujemy w kierunku nowego stanu istnienia. Powoli wychodzimy z trudności poprzedniej fazy. Aż pewnego dnia orientujemy się, że „tak po prostu” jest ok. Odkrywamy, że jesteśmy już zupełnie w innym miejscu (a często i jesteśmy już innymi osobami) i pewne dawne sposoby myślenia, to co było nam bliskie i dla nas adekwatne – odeszło. I na ich miejscu pojawiła się nowa struktura. W tej fazie czujemy w końcu, że możemy (i chcemy) aktywnie działać. Jesteśmy w stanie podejmować mądre i dobre decyzje dla siebie - by móc iść w swoim życiu dalej. Lecz nie zawsze i nie od razu oznacza to, że odczuwamy radość, czy inne pozytywne emocje. Akceptacja może (i często tak jest) wiązać się z odczuwaniem smutku. Pewnej melancholii, czy nostalgii za czymś co było ważną częścią naszego życia, a odeszło. Jest to jednak bardziej chwilowe zabarwienie emocjonalne, które może tu naturalnie się chwilami ujawniać - niż intensywna i wyrazista, czy dominująca emocja. Tak, jak i smutek pojawia się w naszych sercach i po latach, gdy wspominamy bliskich, którzy odeszli. Pomimo że już dawno tą trudną drogę żałoby mamy za sobą. To również jest naturalne i jak najbardziej "na miejscu". Wspomnienia, które wywołają płacz czy wspomnienia na dzień, czy dwa powodując obniżenie nastroju, czy wycofanie nie świadczą o tym, że coś jest nie tak. Ani, że utknęliśmy w procesie żałoby.
Gdyby jednak taki stan się nasilił i przedłużył (więcej niż dwa tygodnie) warto poszukać wsparcia, bo mogłoby to wskazywać na fakt, że proces ten nie dokonał się w pełni i coś jeszcze wymaga domknięcia. A jakieś obecne wydarzenie mogło zaktywizować nie przepracowane emocje związane ze stratą.
Karl Jaspers, filozof egzystencjalny, pisał o "sytuacjach granicznych" - to takie momenty w naszym życiu, kiedy następuje jakaś istotna zmiana (śmierć osoby bliskiej, rozstanie, wejście w kolejną fazę życia, jakieś traumatyczne wydarzenia, ważne wydarzenia etc). Z jednego stanu istnienia przechodzimy w inny. Wspominał też, że w przypadku sytuacji granicznych istotne jest, by przechodzić przez nie świadomie. Chodzi o pewien stan bycia obudzonym i obecnym i nie wycofywania się przed doświadczeniem, w momentach życiowo trudnych i wymagających. Dlatego zawsze warto przyglądać się temu co się z nami dzieje i jakie emocje nam towarzyszą – i mimo całej złożoności, jaka może nam towarzyszyć – starać się to nazywać i poznawać. Zbudować swoją narrację wokół wydarzeń, które wpływają na bieg naszego życia - czy to w wyniku naszych działań, czy od nas niezależnie. W ten sposób trudne zdarzenie staje się częścią naszej historii i tożsamości i może to być bardzo adaptacyjny proces, który może nawet przyczyniać się do naszego wzrostu i rozwoju. Sytuacje graniczne, jeśli w odpowiedni sposób podchodzimy do nich i przechodzimy rzez nie, mają w sobie ogromny potencjał do tego właśnie. Dlatego w przypadku sytuacji granicznych wiążących się z koniecznością rozstania – warto zdawać sobie sprawę z tego, jak wygląda proces żałoby. Jeśli w stracie, jaką przeżyliśmy znajdziemy też mądrość np. przez etap targowania się poznając swoje błędy w tym co i jak robiliśmy - pomoże ona nam uczynić nasze życie lepszym.... :)
Z rozwojowego i adaptacyjnego potencjału przeżywania strat i żałoby zdawali sobie sprawę nasi przodkowie. I temu właśnie służyły bardzo piękne, a zapomniane już rytuały, typu - czuwanie przy zmarłych, żegnanie wystawionego ciała. Dodatkowo wokół tych rytuałów zbudowana była wspólnota, która towarzyszyła osobom w żałobie udzielając im tak wsparcia emocjonalnego, duchowego, jak i instrumentalnego (np. szykowanie posiłków, pomoc w porządkach). Dzięki temu ludzie mieli większą świadomość nieuchronności i naturalności strat i przemijania, i byli bardziej pogodzeni z owym doświadczeniem.
Dlatego zachęcam, by ten temat - śmierci, żałoby i strat - oswajać na swoje potrzeby i zawczasu. Nie unikając go i nie uciekając od tego co trudne na co dzień. Bo im bardziej to temat dla nas oswojony, tym łatwiej będzie nam poradzić sobie, gdy przyjdzie na to czas. A ten czas zawsze, prędzej, czy później przyjdzie dla każdego. Bo to część ludzkiego doświadczenia i Natury, czy jak by nasi przodkowie to ujęli - to część natury rzeczy.
I na koniec trochę inspiracji:
"Kiedy upadasz zadbaj, by nie podnosić się z pustymi rękoma" moje ulubione przysłowie chińskie. Bardzo rozwojowe, warto mieć w pamięci i przywoływać w trudnych momentach. Pomocny jest też cytat "Jeśli nie można się cofnąć, trzeba iść do przodu" Paulo Coelho.

I trochę informacji: Fundacja NAGLE SAMI zajmuje się wspieraniem osób po stracie bliskich. Tu znajdziecie więcej informacji: Fundacja - Nagle Sami ; https://www.facebook.com/NagleSami
0 800 108 108 - bezpłatny Telefon Wsparcia Fundacji NAGLE SAMI. Telefon jest czynny od poniedziałku do piątku, w godzinach 14.00 - 20.00, Pod numerem 800 108 108.

Dodatkowy dyżur od godz. 14.00 do godz. 17.00 w każdy czwartek dotyczy wspierania dzieci w sytuacji żałoby. Jest bezpłatny, a rozmowy nie są nagrywane.

Jeśli rozważasz możliwość skorzystania z profesjonalnej pomocy psychologicznej (a warto!) zajrzyj też do wpisów na moim blogu, m.in na temat pomocy psychologicznej → https://www.zenroom.pl/post/dla-kogo-jest-wsparcie-psychologiczne-czyli-skąd-wiemy-że-ktoś-jest-w-dobrym-stanie-psychicznym. Być może przybliży Ci on temat i pomoże zrozumieć na czym taka pomoc polega i czego można po niej się spodziewać. To co najtrudniejsze często prowadzi do tego co najwięcej warte.
Tekst powstał w marcu 2014 roku i był to tekst w sekcji "notatki" na Facebooku. Wstęp i uzupełnienia dodane 2023. Dzielę się na blogu wpisami autorskimi - napisanymi przeze mnie. Jeśli chcesz coś ode mnie skopiować - fragment, czy cały wpis - uszanuj siebie, mnie, i innych, i podaj źródło.

ZEN ROOM Magda Vesna Majewska


29 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page